Deprecated: htmlspecialchars(): Passing null to parameter #1 ($string) of type string is deprecated in /home/klient.dhosting.pl/dwaszek/dominikwaszek.com/public_html/libraries/src/Document/Renderer/Feed/AtomRenderer.php on line 89
Bloczek https://dominikwaszek.com/index.php/ksiazki/blog 2024-11-21T09:41:48+00:00 Programy On-Line Joomla! - Open Source Content Management Jak ogarnąć zaburzenia lękowe? 2022-12-29T13:29:35+00:00 2022-12-29T13:29:35+00:00 https://dominikwaszek.com/index.php/ksiazki/blog/blog-o-terapii/jak-ogarnac-zaburzenia-lekowe Dominik Waszek <h3>5 Kroków, czy terapia?</h3> <p>Zakładamy, że skoro to czytasz, to masz jakiś rodzaj zaburzenia lękowego. Nie ważne jakie: lek wolnopłynący, ataki paniki, nerwicę, czy depresję lękową – na tym etapie się tym nie zajmujemy, interesuje nas tylko to, że się boisz. Nie interesują nas też na razie przyczyny twojego zaburzenia.</p> <p>Z tego miejsca, żeby cokolwiek z zaburzeniem zrobić, musisz najpierw przestać się bać samego lęku. Póki przeraża cię to, że on przyjdzie, że źle się poczujesz, że się rozsypiesz i tak dalej, żadna terapia, hipnoza, czary ani voodoo ci nie pomogą. Dopiero gdy lęk cię nie przeraża, możesz zacząć szukać jego przyczyn – nie odwrotnie.</p> <p>Aby przestać się bać lęku, masz dwie drogi. Możesz albo brać doraźne leki przeciwlękowe, najczęściej benzodiazepiny (na przykład Xanax lub inne), albo użyć 5 Kroków. Nie po to, żeby od razu usunąć zaburzenie lękowe, ale po to, aby w ogóle móc się za to zabrać. Bo bez tego nie ruszysz dalej.</p> <h3>Po co jest 5 Kroków?</h3> <p>5 Kroków to prosty i naturalny sposób na radzenie sobie z OBJAWAMI zaburzenia lękowego. Powtórzę: z objawami – nie z przyczynami. Kiedy nauczysz się stosować 5 Kroków, będziesz umieć się bać: przyjmować lęk, nie robić z niego problemu i pozwalać mu przeminąć. To cały czas będzie nieprzyjemne uczucie, ale będziesz już umieć sobie z nim radzić.</p> <p>Czasami zdarza się, że to wystarczy i kiedy nauczysz się bać, twoje zaburzenie zniknie. Powtórzę: czasami się tak zdarza, ale nie jest to reguła. Jest równie prawdopodobne, że używając 5 Kroków, lęk nadal będzie ci towarzyszył, a ty będziesz sobie z nim tylko lepiej radzić. W takiej sytuacji warto pójść na terapię.</p> <h3>Po co jest terapia?</h3> <p>Kiedy już lęk cię nie przeraża, ale nadal się zdarza, możesz poszukać jego przyczyn i zacząć rozwiązywać problemy, które leżą u jego podłoża. Jeśli jesteś człowiekiem bardzo świadomym, możesz to zrobić samodzielnie, ale jeśli ci to nie wychodzi, może ci w tym pomóc terapeuta. Istnieją zasadniczo trzy obszary, w których tych przyczyn warto szukać – sporo o tym mówię w filmach na Youtube oraz w Programie o Lęku na swojej stronie. Jeśli – na terapii lub samodzielnie – uda ci się je znaleźć i rozwiązać, wtedy zaburzenia lękowe ci przejdą, a ty będziesz mieć szanse, aby zrobić sobie lepsze i bardziej satysfakcjonujące życie.</p> <h3>Co robić po kolei?</h3> <p>Zacznij zawsze od 5 Kroków i spróbuj wykonać je samodzielnie. Jeśli się uda – gratulacje, jeśli nie – poszukaj dodatkowych informacji w moich filmach na Youtube. To są wszystko darmowe zasoby, dostępne dla wszystkich.</p> <p>Jeśli mimo to ci nie wyjdzie albo wolisz iść na skróty, to kompletne omówienie 5 Kroków, wraz z najczęstszymi błędami, jakie w ich realizacji popełniamy, znajdziesz na mojej stronie, w Programie o Lęku. Kosztuje on 199 złotych i pozwolił wielu ludziom poradzić sobie z lękiem samodzielnie i uniknąć terapii. I znowu: jeśli ci się to uda – gratuluję, jeśli nie – zakup programu daje ci 200 złotych zniżki na terapię, gdzie chętnie ci w tym pomogę..</p> <p>Powodzenia.</p> <h3>5 Kroków, czy terapia?</h3> <p>Zakładamy, że skoro to czytasz, to masz jakiś rodzaj zaburzenia lękowego. Nie ważne jakie: lek wolnopłynący, ataki paniki, nerwicę, czy depresję lękową – na tym etapie się tym nie zajmujemy, interesuje nas tylko to, że się boisz. Nie interesują nas też na razie przyczyny twojego zaburzenia.</p> <p>Z tego miejsca, żeby cokolwiek z zaburzeniem zrobić, musisz najpierw przestać się bać samego lęku. Póki przeraża cię to, że on przyjdzie, że źle się poczujesz, że się rozsypiesz i tak dalej, żadna terapia, hipnoza, czary ani voodoo ci nie pomogą. Dopiero gdy lęk cię nie przeraża, możesz zacząć szukać jego przyczyn – nie odwrotnie.</p> <p>Aby przestać się bać lęku, masz dwie drogi. Możesz albo brać doraźne leki przeciwlękowe, najczęściej benzodiazepiny (na przykład Xanax lub inne), albo użyć 5 Kroków. Nie po to, żeby od razu usunąć zaburzenie lękowe, ale po to, aby w ogóle móc się za to zabrać. Bo bez tego nie ruszysz dalej.</p> <h3>Po co jest 5 Kroków?</h3> <p>5 Kroków to prosty i naturalny sposób na radzenie sobie z OBJAWAMI zaburzenia lękowego. Powtórzę: z objawami – nie z przyczynami. Kiedy nauczysz się stosować 5 Kroków, będziesz umieć się bać: przyjmować lęk, nie robić z niego problemu i pozwalać mu przeminąć. To cały czas będzie nieprzyjemne uczucie, ale będziesz już umieć sobie z nim radzić.</p> <p>Czasami zdarza się, że to wystarczy i kiedy nauczysz się bać, twoje zaburzenie zniknie. Powtórzę: czasami się tak zdarza, ale nie jest to reguła. Jest równie prawdopodobne, że używając 5 Kroków, lęk nadal będzie ci towarzyszył, a ty będziesz sobie z nim tylko lepiej radzić. W takiej sytuacji warto pójść na terapię.</p> <h3>Po co jest terapia?</h3> <p>Kiedy już lęk cię nie przeraża, ale nadal się zdarza, możesz poszukać jego przyczyn i zacząć rozwiązywać problemy, które leżą u jego podłoża. Jeśli jesteś człowiekiem bardzo świadomym, możesz to zrobić samodzielnie, ale jeśli ci to nie wychodzi, może ci w tym pomóc terapeuta. Istnieją zasadniczo trzy obszary, w których tych przyczyn warto szukać – sporo o tym mówię w filmach na Youtube oraz w Programie o Lęku na swojej stronie. Jeśli – na terapii lub samodzielnie – uda ci się je znaleźć i rozwiązać, wtedy zaburzenia lękowe ci przejdą, a ty będziesz mieć szanse, aby zrobić sobie lepsze i bardziej satysfakcjonujące życie.</p> <h3>Co robić po kolei?</h3> <p>Zacznij zawsze od 5 Kroków i spróbuj wykonać je samodzielnie. Jeśli się uda – gratulacje, jeśli nie – poszukaj dodatkowych informacji w moich filmach na Youtube. To są wszystko darmowe zasoby, dostępne dla wszystkich.</p> <p>Jeśli mimo to ci nie wyjdzie albo wolisz iść na skróty, to kompletne omówienie 5 Kroków, wraz z najczęstszymi błędami, jakie w ich realizacji popełniamy, znajdziesz na mojej stronie, w Programie o Lęku. Kosztuje on 199 złotych i pozwolił wielu ludziom poradzić sobie z lękiem samodzielnie i uniknąć terapii. I znowu: jeśli ci się to uda – gratuluję, jeśli nie – zakup programu daje ci 200 złotych zniżki na terapię, gdzie chętnie ci w tym pomogę..</p> <p>Powodzenia.</p> Czy każdy powinien iść na terapię? 2022-11-24T13:09:45+00:00 2022-11-24T13:09:45+00:00 https://dominikwaszek.com/index.php/ksiazki/blog/blog-o-terapii/czy-kazdy-powinien-isc-na-terapie Dominik Waszek <p><img src="https://dominikwaszek.com//images/Blogi/med540.jpg" alt="" width="540" height="430" loading="lazy"></p><p>Istnieje taki pogląd i często można usłyszeć z ust terapeutów: że każdy ma jakieś problemy, z którymi psychoterapia może mu pomóc się uporać. Tymczasem plącze się po tym łez padole mnóstwo ludzi, którzy właśnie w wyniku psychoterapii, stali się niezdolni do normalnego funkcjonowania: dzielą włos na czworo, doszukują się ukrytych znaczeń w zupełnie normalnych zachowaniach innych, czy też nie są w stanie podejmować najprostszych decyzji, tygodniami analizując własne pragnienia i motywacje. Mimo że przed rozpoczęciem psychoterapii, nic podobnego im się nie zdarzało.</p> <p>Jak zatem wygląda to naprawdę? Czy terapia zawsze jest dobra, czy czasami może zaszkodzić i skąd wziął się pomysł, aby oferować ją zawsze i każdemu, kto trochę źle się czuje?</p> <blockquote> <p>Na terapię – tak jak i do chirurga – idź wtedy, gdy naprawdę tego potrzebujesz.</p> </blockquote> <p>Pomijając oczywiste: że pogląd ten opłaca się bardziej terapeutom niż ich klientom, spróbujmy spojrzeć na sprawę przez porównanie. Czy operacja, na przykład usunięcia wyrostka robaczkowego jest dobra, czy zła? Chyba możemy się zgodzić, że raczej to pierwsze: taki zabieg może uratować życie. Czemu więc nie poddajemy mu się, gdy brzuch nas nie boli – ot tak, żeby na przykład stracić na wadze, z nudów albo profilaktycznie przed wyjazdem na wakacje.</p> <p>Z psychoterapią jest podobnie: gdy mamy problem, z którym nie możemy poradzić sobie samodzielnie, wtedy jest ona dobrym pomysłem. W przeciwnym wypadku — niekoniecznie. Wówczas staje się czymś w rodzaju otwierania sobie brzucha nożem z ciekawości, aby zobaczyć, co też tam jest. Oto dlaczego?</p> <p>Terapia, jeśli ma być skuteczna, wymaga przyglądania się sobie, rozumienia mechanizmów, które nami powodują i najczęściej zmiany tego, co myślimy o sobie, ludziach i świecie. Te procesy niekoniecznie należą do przyjemności, rzadko też są potrzebne komuś, kto nie ma poważniejszych zaburzeń. Wbrew powszechnym zabobonom, wgląd w siebie, świadomość czy analiza własnych pobudek i motywacji nie jest człowiekowi do niczego potrzebna i rzadko nam służy. Jej ciemną stroną, której rozwójnicy osobiści starają się nie widzieć, jest egocentryzm: nadmierne i obsesyjne skupienie na sobie, swoich myślach (o sobie), uczuciach, reakcjach itp. Co złego w odrobinie egoizmu – ktoś zapyta. Nic – odpowiem – jeśli lubisz cierpieć bez potrzeby, to nic.</p> <blockquote> <p>Nie przypadkiem zostaliśmy przez naturę wyposażeni w 5 podstawowych zmysłów, z których żaden nie służy do zajmowania się sobą, nie bez kozery również czujemy się znacznie lepiej, gdy swój czas, uwagę i energię poświęcamy temu, co na zewnątrz.</p> </blockquote> <p>W projekcie autorstwa natury zatytułowanym: człowiek, zajmowanie się sobą nigdy nie było przewidziane. Jedynym odstępstwem od tej reguły jest sytuacja, gdy coś jest z nami nie tak: na ciele lub duszy. Wówczas pojawia się dyskomfort – jasny sygnał, że warto się sobą zainteresować i być może poszukać pomocy. Wtedy – i tylko wtedy – psychoterapia ma sens.</p> <p>Oczywiście grają tu rolę także inne rzeczy, o których będę tu jeszcze pisał, np.: terror szczęścia, który funduje nam cywilizacja zachodnia, czy przekonanie, że jesteśmy kierownikami życia. Na razie jednak chciałbym przekazać tylko ten prosty komunikat: na terapię – tak jak i do chirurga – idź wtedy, gdy naprawdę tego potrzebujesz. W przeciwnym wypadku zyskasz znacznie więcej, dbając o swoje potrzeby innymi środkami: urlop, spa, fryzjer, czy wódka z przyjaciółmi pomogą ci szybciej i o wiele bardziej naturalnie.</p> <p><img src="https://dominikwaszek.com//images/Blogi/med540.jpg" alt="" width="540" height="430" loading="lazy"></p><p>Istnieje taki pogląd i często można usłyszeć z ust terapeutów: że każdy ma jakieś problemy, z którymi psychoterapia może mu pomóc się uporać. Tymczasem plącze się po tym łez padole mnóstwo ludzi, którzy właśnie w wyniku psychoterapii, stali się niezdolni do normalnego funkcjonowania: dzielą włos na czworo, doszukują się ukrytych znaczeń w zupełnie normalnych zachowaniach innych, czy też nie są w stanie podejmować najprostszych decyzji, tygodniami analizując własne pragnienia i motywacje. Mimo że przed rozpoczęciem psychoterapii, nic podobnego im się nie zdarzało.</p> <p>Jak zatem wygląda to naprawdę? Czy terapia zawsze jest dobra, czy czasami może zaszkodzić i skąd wziął się pomysł, aby oferować ją zawsze i każdemu, kto trochę źle się czuje?</p> <blockquote> <p>Na terapię – tak jak i do chirurga – idź wtedy, gdy naprawdę tego potrzebujesz.</p> </blockquote> <p>Pomijając oczywiste: że pogląd ten opłaca się bardziej terapeutom niż ich klientom, spróbujmy spojrzeć na sprawę przez porównanie. Czy operacja, na przykład usunięcia wyrostka robaczkowego jest dobra, czy zła? Chyba możemy się zgodzić, że raczej to pierwsze: taki zabieg może uratować życie. Czemu więc nie poddajemy mu się, gdy brzuch nas nie boli – ot tak, żeby na przykład stracić na wadze, z nudów albo profilaktycznie przed wyjazdem na wakacje.</p> <p>Z psychoterapią jest podobnie: gdy mamy problem, z którym nie możemy poradzić sobie samodzielnie, wtedy jest ona dobrym pomysłem. W przeciwnym wypadku — niekoniecznie. Wówczas staje się czymś w rodzaju otwierania sobie brzucha nożem z ciekawości, aby zobaczyć, co też tam jest. Oto dlaczego?</p> <p>Terapia, jeśli ma być skuteczna, wymaga przyglądania się sobie, rozumienia mechanizmów, które nami powodują i najczęściej zmiany tego, co myślimy o sobie, ludziach i świecie. Te procesy niekoniecznie należą do przyjemności, rzadko też są potrzebne komuś, kto nie ma poważniejszych zaburzeń. Wbrew powszechnym zabobonom, wgląd w siebie, świadomość czy analiza własnych pobudek i motywacji nie jest człowiekowi do niczego potrzebna i rzadko nam służy. Jej ciemną stroną, której rozwójnicy osobiści starają się nie widzieć, jest egocentryzm: nadmierne i obsesyjne skupienie na sobie, swoich myślach (o sobie), uczuciach, reakcjach itp. Co złego w odrobinie egoizmu – ktoś zapyta. Nic – odpowiem – jeśli lubisz cierpieć bez potrzeby, to nic.</p> <blockquote> <p>Nie przypadkiem zostaliśmy przez naturę wyposażeni w 5 podstawowych zmysłów, z których żaden nie służy do zajmowania się sobą, nie bez kozery również czujemy się znacznie lepiej, gdy swój czas, uwagę i energię poświęcamy temu, co na zewnątrz.</p> </blockquote> <p>W projekcie autorstwa natury zatytułowanym: człowiek, zajmowanie się sobą nigdy nie było przewidziane. Jedynym odstępstwem od tej reguły jest sytuacja, gdy coś jest z nami nie tak: na ciele lub duszy. Wówczas pojawia się dyskomfort – jasny sygnał, że warto się sobą zainteresować i być może poszukać pomocy. Wtedy – i tylko wtedy – psychoterapia ma sens.</p> <p>Oczywiście grają tu rolę także inne rzeczy, o których będę tu jeszcze pisał, np.: terror szczęścia, który funduje nam cywilizacja zachodnia, czy przekonanie, że jesteśmy kierownikami życia. Na razie jednak chciałbym przekazać tylko ten prosty komunikat: na terapię – tak jak i do chirurga – idź wtedy, gdy naprawdę tego potrzebujesz. W przeciwnym wypadku zyskasz znacznie więcej, dbając o swoje potrzeby innymi środkami: urlop, spa, fryzjer, czy wódka z przyjaciółmi pomogą ci szybciej i o wiele bardziej naturalnie.</p> Wewnętrzne dziecko 2022-11-25T16:21:22+00:00 2022-11-25T16:21:22+00:00 https://dominikwaszek.com/index.php/ksiazki/blog/blog-o-terapii/wewnetrzne-dziecko Dominik Waszek <p><img src="https://dominikwaszek.com//images/Blogi/child1540.jpg" alt="" width="540" height="430" loading="lazy"></p><blockquote> <p>Pierwszym i podstawowym pytaniem, na jakie warto sobie odpowiedzieć, zanim zaczniemy pracować nad wewnętrznym dzieckiem, jest to, czy da się na nie dostać 500+.</p> </blockquote> <p><span style="font-size: 14px;">Z</span>adałem je kiedyś pewnej specjalistce od tej koncepcji, ale zostało ono potraktowane żartobliwie i otrzymałem odpowiedź, łagodnie mówiąc, wymijającą. Tymczasem sprawa jest jak najbardziej poważna. Albo wewnętrzne dziecko istnieje, albo nie. W pierwszym przypadku pięć stów co miesiąc należy ci się jak psu micha, w drugim twój terapeuta robi z ciebie idiotę.</p> <p>Dla tych, co nie wiedzą, wewnętrzne dziecko to część osobowości, która odpowiada m.in. za nasze życie emocjonalne. Wedle niektórych uznanych czarnoksiężników i wiedźm (psychologów i psychologic*), gdy coś jest z nim nie w porządku, cierpimy: na lęki, depresje, niepokoje itp. Aby poczuć się lepiej, należy wewnętrzne dziecko odnaleźć, obudzić, dopieścić, wygłaskać i wtedy uzyskamy dostęp do nieskończonych pokładów radości, szczęścia, pomyślności oraz kreatywności, które w tymże dziecku drzemią. Tak głosi koncepcja, do której tu piję.</p> <p>Liźnijmy ociupinkę historii. Pomysł, że człowiek dzieli się na trzy, nie jest wcale nowy. Pierwszym psychologiem, który na to wpadł, był Freud. Według niego człowiek dzielił się na superego, ego i id. Działo się to w czasie, kiedy psychologia przejmowała rolę wierzeń religijnych, co zdecydowało o dwóch rzeczach: nikt tego nie kwestionował i terminy te zastąpiły pojęcia od dawna w religii znana: superego stało się sumieniem, ego – ambicją, a id… cóż, tu sprawa nie jest oczywista, ale powiedzmy, że wrażliwość. I takie pojmowanie człowieka stało się obowiązującym kanonem. Warto wiedzieć, że z niego wywodzi się np. słowo idiota – człowiek, którego dominującą częścią osobowości jest id.</p> <blockquote> <p>Jest to jedyny skuteczny sposób na wyjście z zaburzeń – dorosnąć, robić, co się samemu chce, a nie to, czego od ciebie oczekują i wymagać od świata spełnienia swoich potrzeb, zamiast mu się podporządkowywać.</p> </blockquote> <p>Po kilkudziesięciu latach pojawiły się jednak jego modyfikacje. Autorem jednak z najbardziej znanych był kanadyjski lekarz, Eric Berne, twórca znanej niektórym Analizy Transakcyjnej. Wg niego, człowiek również dzielił się na trzy, ale jego części miały inne nazwy. Berne poszedł bardziej rodzinnym kodem: superego stało się Rodzicem (czasem zwanym rodzicem krytycznym), ego – Dorosłym, a id – Dzieckiem. Stąd już tylko krok do modnej ostatnio koncepcji wewnętrznego dziecka, o której tu mówimy.</p> <p>Mam z nią tak naprawdę dwa problemy. Pierwszym jest drzemiące u jej podstaw założenie, że wszystkie problemy człowieka biorą się z dzieciństwa, które powoduje nie lada spustoszenie w głowach adeptów psychoterapii, ale nadal jest modne, bo umożliwia pracę z tym samym klientem w nieskończoność. Drugim jest natomiast tzw. regresja wieku.</p> <p>Dla tych – znowu – co nie wiedzą, regresja wieku ma kilka znaczeń. W psychiatrii jest to jeden z objawów ciężkich chorób psychicznych, polegający na tym, że pacjent przeżywa siebie, jakby wciąż był dzieckiem i w ten sposób również się zachowuje, np. płacze, gdy mu przykro czy wrzeszczy, piszczy i bije na oślep, gdy jest zły. Ludzie nieświadomi jego choroby, nazywają kogoś takiego idiotą, w etymologicznym tego słowa znaczeniu — całkiem słusznie.</p> <p>W nieco łagodniejszej formie regresja wieku jest bardzo częstym mechanizmem manipulacji. Polega na uzyskaniu uległości poprzez wywołanie w ofierze poczucia, że jest dzieckiem. Środkiem do tego bywa krzyk, ból fizyczny, wstyd oraz poczucie winy. Pod wpływem tych czynników, większość z nas, wewnętrznie zamienia się w przestraszone, zagubione lub przestraszone dziecko, którym łatwo jest manipulować.</p> <p>Ten sam mechanizm przybiera jednak o wiele łagodniejsze formy. Chętnie używają go na przykład przełożeni w pracy, księża z ambon, czy policjanci podczas kontroli drogowych. W każdym przypadku, gdy dorosły człowiek stanie się wewnątrz siebie dzieckiem, inni mogą bez trudu uzyskać od niego to, czego chcą. Dzieci słuchają przecież dorosłych; robią, co im się każe, czy np. mówią prawdę, nawet gdy im się to nie opłaca, bo tak trzeba.</p> <p>Jak to się ma do budzenia wewnętrznego dziecka w psychoterapii, ktoś przytomnie zapyta. Już wyjaśniam. Wiele psychologicznych problemów, z jakimi mam przyjemność pracować, ma u podłoża to, że ludzie nie chcą dorastać. Z wielu powodów, które tutaj nam się nie zmieszczą, o wiele łatwiej jest pozostać dzieckiem. Dzieci mogą się łudzić, co do świata i ludzi, wierzyć w bajki i legendy, oczekiwać prezentów, zrozumienia, miłości i akceptacji, zwykle też przeżywają świat jako sprawiedliwy, wierząc, że jak będą grzeczne, to zasłużą na nagrodę, dzięki czemu nie muszą samodzielnie decydować, co ma dla nich sens.</p> <p>Czasem dzieje się tak, bo jest to jedyny sposób, w jaki mogą o siebie zadbać. Czasami robią to z lenistwa, ale po prostu nie wiedząc, że można inaczej. Nigdy jednak nie kończy się to dla nich dobrze. Wcześniej, czy później znajdą się tacy, którzy chętnie to wykorzystają.</p> <p>Terapeutycznym rozwiązaniem takiej sytuacji jest oczywiście dorosnąć, wziąć życie na klatę, czy byka za rogi, podejmować lepsze decyzje, godzić się z tym, co nieuniknione i robić, co możliwe. Dla ludzi, którzy nawykowo grają w życiu rolę dzieci, jest to jedyny skuteczny sposób na wyjście z zaburzeń psychicznych – dorosnąć, zacząć robić, co się samemu chce, a nie to, czego od ciebie oczekują i wymagać od świata spełnienia swoich potrzeb, zamiast mu się podporządkowywać.</p> <p>Co jednak się stanie, gdy ktoś, kto powoduje swoje problemy, unikając dorosłości, trafi na terapię, w której zachęca się go, aby częściej, bardziej i chętniej czuł się wewnątrz siebie dzieckiem? Sami sobie, Państwo, odpowiedzcie – nie jest to pytanie ani specjalnie trudne, ani podchwytliwe. Ja uważam, że ci biedni ludzie powinni jednak to 500+ dostawać – choćby po to, żeby mieli czym płacić za psychoterapię. Zanosi się, że może ona trochę potrwać.</p> <p>-----------------------------------</p> <p>* - jestem zwolennikiem feminatywów, ale takich, które naprawdę oddają kobietom należną im cześć i chwałę. Słowo psycholożka jest wg mnie obraźliwe, ponieważ umniejsza rolę kobiet w tym zawodzie. A psychologica brzmi równie poważnie, jak psycholog.</p> <p><img src="https://dominikwaszek.com//images/Blogi/child1540.jpg" alt="" width="540" height="430" loading="lazy"></p><blockquote> <p>Pierwszym i podstawowym pytaniem, na jakie warto sobie odpowiedzieć, zanim zaczniemy pracować nad wewnętrznym dzieckiem, jest to, czy da się na nie dostać 500+.</p> </blockquote> <p><span style="font-size: 14px;">Z</span>adałem je kiedyś pewnej specjalistce od tej koncepcji, ale zostało ono potraktowane żartobliwie i otrzymałem odpowiedź, łagodnie mówiąc, wymijającą. Tymczasem sprawa jest jak najbardziej poważna. Albo wewnętrzne dziecko istnieje, albo nie. W pierwszym przypadku pięć stów co miesiąc należy ci się jak psu micha, w drugim twój terapeuta robi z ciebie idiotę.</p> <p>Dla tych, co nie wiedzą, wewnętrzne dziecko to część osobowości, która odpowiada m.in. za nasze życie emocjonalne. Wedle niektórych uznanych czarnoksiężników i wiedźm (psychologów i psychologic*), gdy coś jest z nim nie w porządku, cierpimy: na lęki, depresje, niepokoje itp. Aby poczuć się lepiej, należy wewnętrzne dziecko odnaleźć, obudzić, dopieścić, wygłaskać i wtedy uzyskamy dostęp do nieskończonych pokładów radości, szczęścia, pomyślności oraz kreatywności, które w tymże dziecku drzemią. Tak głosi koncepcja, do której tu piję.</p> <p>Liźnijmy ociupinkę historii. Pomysł, że człowiek dzieli się na trzy, nie jest wcale nowy. Pierwszym psychologiem, który na to wpadł, był Freud. Według niego człowiek dzielił się na superego, ego i id. Działo się to w czasie, kiedy psychologia przejmowała rolę wierzeń religijnych, co zdecydowało o dwóch rzeczach: nikt tego nie kwestionował i terminy te zastąpiły pojęcia od dawna w religii znana: superego stało się sumieniem, ego – ambicją, a id… cóż, tu sprawa nie jest oczywista, ale powiedzmy, że wrażliwość. I takie pojmowanie człowieka stało się obowiązującym kanonem. Warto wiedzieć, że z niego wywodzi się np. słowo idiota – człowiek, którego dominującą częścią osobowości jest id.</p> <blockquote> <p>Jest to jedyny skuteczny sposób na wyjście z zaburzeń – dorosnąć, robić, co się samemu chce, a nie to, czego od ciebie oczekują i wymagać od świata spełnienia swoich potrzeb, zamiast mu się podporządkowywać.</p> </blockquote> <p>Po kilkudziesięciu latach pojawiły się jednak jego modyfikacje. Autorem jednak z najbardziej znanych był kanadyjski lekarz, Eric Berne, twórca znanej niektórym Analizy Transakcyjnej. Wg niego, człowiek również dzielił się na trzy, ale jego części miały inne nazwy. Berne poszedł bardziej rodzinnym kodem: superego stało się Rodzicem (czasem zwanym rodzicem krytycznym), ego – Dorosłym, a id – Dzieckiem. Stąd już tylko krok do modnej ostatnio koncepcji wewnętrznego dziecka, o której tu mówimy.</p> <p>Mam z nią tak naprawdę dwa problemy. Pierwszym jest drzemiące u jej podstaw założenie, że wszystkie problemy człowieka biorą się z dzieciństwa, które powoduje nie lada spustoszenie w głowach adeptów psychoterapii, ale nadal jest modne, bo umożliwia pracę z tym samym klientem w nieskończoność. Drugim jest natomiast tzw. regresja wieku.</p> <p>Dla tych – znowu – co nie wiedzą, regresja wieku ma kilka znaczeń. W psychiatrii jest to jeden z objawów ciężkich chorób psychicznych, polegający na tym, że pacjent przeżywa siebie, jakby wciąż był dzieckiem i w ten sposób również się zachowuje, np. płacze, gdy mu przykro czy wrzeszczy, piszczy i bije na oślep, gdy jest zły. Ludzie nieświadomi jego choroby, nazywają kogoś takiego idiotą, w etymologicznym tego słowa znaczeniu — całkiem słusznie.</p> <p>W nieco łagodniejszej formie regresja wieku jest bardzo częstym mechanizmem manipulacji. Polega na uzyskaniu uległości poprzez wywołanie w ofierze poczucia, że jest dzieckiem. Środkiem do tego bywa krzyk, ból fizyczny, wstyd oraz poczucie winy. Pod wpływem tych czynników, większość z nas, wewnętrznie zamienia się w przestraszone, zagubione lub przestraszone dziecko, którym łatwo jest manipulować.</p> <p>Ten sam mechanizm przybiera jednak o wiele łagodniejsze formy. Chętnie używają go na przykład przełożeni w pracy, księża z ambon, czy policjanci podczas kontroli drogowych. W każdym przypadku, gdy dorosły człowiek stanie się wewnątrz siebie dzieckiem, inni mogą bez trudu uzyskać od niego to, czego chcą. Dzieci słuchają przecież dorosłych; robią, co im się każe, czy np. mówią prawdę, nawet gdy im się to nie opłaca, bo tak trzeba.</p> <p>Jak to się ma do budzenia wewnętrznego dziecka w psychoterapii, ktoś przytomnie zapyta. Już wyjaśniam. Wiele psychologicznych problemów, z jakimi mam przyjemność pracować, ma u podłoża to, że ludzie nie chcą dorastać. Z wielu powodów, które tutaj nam się nie zmieszczą, o wiele łatwiej jest pozostać dzieckiem. Dzieci mogą się łudzić, co do świata i ludzi, wierzyć w bajki i legendy, oczekiwać prezentów, zrozumienia, miłości i akceptacji, zwykle też przeżywają świat jako sprawiedliwy, wierząc, że jak będą grzeczne, to zasłużą na nagrodę, dzięki czemu nie muszą samodzielnie decydować, co ma dla nich sens.</p> <p>Czasem dzieje się tak, bo jest to jedyny sposób, w jaki mogą o siebie zadbać. Czasami robią to z lenistwa, ale po prostu nie wiedząc, że można inaczej. Nigdy jednak nie kończy się to dla nich dobrze. Wcześniej, czy później znajdą się tacy, którzy chętnie to wykorzystają.</p> <p>Terapeutycznym rozwiązaniem takiej sytuacji jest oczywiście dorosnąć, wziąć życie na klatę, czy byka za rogi, podejmować lepsze decyzje, godzić się z tym, co nieuniknione i robić, co możliwe. Dla ludzi, którzy nawykowo grają w życiu rolę dzieci, jest to jedyny skuteczny sposób na wyjście z zaburzeń psychicznych – dorosnąć, zacząć robić, co się samemu chce, a nie to, czego od ciebie oczekują i wymagać od świata spełnienia swoich potrzeb, zamiast mu się podporządkowywać.</p> <p>Co jednak się stanie, gdy ktoś, kto powoduje swoje problemy, unikając dorosłości, trafi na terapię, w której zachęca się go, aby częściej, bardziej i chętniej czuł się wewnątrz siebie dzieckiem? Sami sobie, Państwo, odpowiedzcie – nie jest to pytanie ani specjalnie trudne, ani podchwytliwe. Ja uważam, że ci biedni ludzie powinni jednak to 500+ dostawać – choćby po to, żeby mieli czym płacić za psychoterapię. Zanosi się, że może ona trochę potrwać.</p> <p>-----------------------------------</p> <p>* - jestem zwolennikiem feminatywów, ale takich, które naprawdę oddają kobietom należną im cześć i chwałę. Słowo psycholożka jest wg mnie obraźliwe, ponieważ umniejsza rolę kobiet w tym zawodzie. A psychologica brzmi równie poważnie, jak psycholog.</p> Jak nad sobą pracować? 2022-11-27T11:20:02+00:00 2022-11-27T11:20:02+00:00 https://dominikwaszek.com/index.php/ksiazki/blog/blog-o-terapii/jak-nad-soba-pracowac Dominik Waszek <p><img src="https://dominikwaszek.com//images/Blogi/work540.jpg" alt="" width="540" height="430" loading="lazy"></p><p>Na początek dobra wiadomość: nie musisz nad sobą pracować. Nigdy, w ogóle nie musisz. Druga dobra nowina: nawet gdybyś chciał, to i tak się nie uda. Jedyny wyjątek to sytuacja, kiedy jesteś schizofrenikiem i masz dwie osobowości, z których jedna jest psychiatrą, a druga – klientem. W każdym innym przypadku po prostu się oszukujesz.</p> <p>Słowo praca jest w kontekście psychoterapii używane często i gęsto. Chyba dlatego, że sugeruje obowiązek, przez co gwarantuje terapeutom stabilny, cotygodniowy dochód. Większość z nas chodzi do roboty właśnie z poczucia obowiązku, więc jeśli zaczniesz tak samo traktować terapię, jest duża szansa, że przyjdziesz na sesję. Czy jest to jednak prawda, że aby poczuć się lepiej, musisz się napracować?</p> <p>Zacznijmy od podświadomej konotacji, jaką niesie ze sobą słowo: praca. Większość z nas, gdy o niej myśli, nie wyobraża sobie nic szczególnie przyjemnego. Przeciwnie: przyjemność wydaje się czymś pracy przeciwnym, na co możemy sobie nią zasłużyć. Używanie tego terminu w odniesieniu do terapii podświadomie sugeruje, że będzie ona trudnym, mozolnym obowiązkiem, który jednak trzeba wykonać, aby potem poczuć się lepiej.</p> <blockquote> <p>Gdy terapeuta mówi, że masz nad sobą pracować, pokaż mu środkowy palec — niech sam nad sobą pracuje i sam sobie za to płaci.</p> </blockquote> <p>Przyjrzyjmy się jeszcze bliżej: kto nad kim miałby pracować? Termin „praca nad sobą” sugeruje, że jest was dwóch (lub: dwie albo dwoje – bez różnicy). Jedno ja, które pracuje nad jakimś innym, które wymaga dopracowania. Pierwsze, które wie, co jest dobre i jak się powinno i drugie, głupie, które nie wie, nie rozumie i nie umie się zachować. Nie musisz mieć doktoratu z klinicznej psychiatrii, żeby znać pojęcie konfliktu wewnętrznego i wiedzieć, że człowiekowi żyje się lżej, gdy ma takowych jak najmniej.</p> <p>Idźmy dalej i wyobraźmy sobie sytuację w pracy, kiedy twój przełożony ocenia projekt, który właśnie wykonałeś. I mówi, że powinieneś nad nim popracować. Uznasz, że jest to projekt dobry, czy raczej do dupy? Kiedy więc twój terapeuta, coach, trener, czy autor książki sugeruje, że powinieneś nad sobą pracować, to co właściwie o tobie mówi? Jaki komunikat podświadomie ci przekazuje? Że jesteś ok, wystarczający, taki jak być powinieneś, czy wręcz przeciwnie? No właśnie.</p> <p>I rzecz trzecia: skutki. Traktowanie psychoterapii jak pracy może właściwie pójść w dwie strony, w zależności od tego, jak bardzo jesteś sumienny i pracowity. Jeśli wcale (lub nie za bardzo), terapia się nie uda i będzie to wyłącznie twoja wina, bo nie przyłożyłeś się do pracy tak, jak było trzeba. W przeciwnym wypadku staniesz się sekciarzem, jedną z tych osób, które w terapii lub rozwoju tkwią po uszy latami, bo wciąż muszą coś przepracować, wypracować lub jakoś się bardziej dopracować, żeby wreszcie poczuć się OK. Trzeciej drogi nie ma.</p> <blockquote> <p>Człowiek zmienia się naturalnie, dzięki tej samej sile, która każe rosnąć włosom, czy drzewom, bobrom gryźć drzewa, a komarom pić krew. </p> </blockquote> <p>Na szczęście wszystko to nieprawda. Owszem, psychoterapia bywa niekiedy trudna. Jak już tu pisałem, wymaga od człowieka grzebania w sobie, dociekania powodów swoich zachowań, czy skupiania na sobie uwagi, co nie jest procesem ani naturalnym, ani zdrowym. Zmiany przebiegają w nim jednak najczęściej same z siebie, nie wymagając specjalnego wysiłku, dyscypliny, planowania, czy systematyczności. Człowiek zmienia się naturalnie, dzięki tej samej sile, która każe rosnąć włosom, czy drzewom, bobrom gryźć drzewa, a komarom pić krew. Chcesz się przekonać? Spróbuj od jutra się nie starzeć albo zabronić dzieciom rośnięcia.</p> <p>Większość problemów psychologicznych, jeśli dobrać się do ich sedna, sprowadza się do tego, że nie akceptujemy tych zupełnie naturalnych procesów, gdy nas dotyczą. Nie chcemy się zmieniać, gdy świat wokół nas to robi, boimy się dorastać i wybieramy dziecięce złudzenia zamiast rzeczywistości albo bronimy się przed zrozumieniem za co, kiedy i wobec kogo jesteśmy odpowiedzialni. Boli nas w tym nie życie, ale nasz własny opór przed nim i przekonanie, że wiemy coś lepiej niż ono.</p> <p>Psychoterapia to na dobrą sprawę bardzo prosta rzecz. Jeśli obrać ją ze wszystkich uczonych koncepcji, wyimaginowanych mechanizmów i mądrych słów, sprowadza się najczęściej do zauważenia, że się oszukujemy. Że człowiek się pomylił, wierzy w pierdoły i sam sobie tym szkodzi. Gdy to już wie, więcej już trudzić się nie musi – ludzie z reguły nie mylą się z wyboru i chętnie swoje pomyłki naprawiają, gdy już się na nich przyłapią.</p> <p>Dlatego nie musisz nad sobą pracować. Przeciwnie: musisz przestać się wysilać, aby życie przebiegało tak, jak ty sobie wyobrażasz, że powinno i cała reszta zrobi się sama, zupełnie naturalnie.</p> <p>Nie jest też prawdą, że jest was dwóch i tylko jeden wie, jak żyć. Jesteś jednym i to nie tylko ze sobą, ale również z całym światem. Terapeutyczna praca nad sobą częściej okazuje się sposobem na tworzenie sobie problemów niż na ich rozwiązywanie. Bo ten, który ma nad tobą pracować to zwykle ten sam, który myśli, że wie lepiej, jak powinno być. Skoro już musisz się koniecznie dzielić na dwa, spróbuj kiedyś dla odmiany posłuchać tego drugiego, głupiego, nad którym rzekomo trzeba pracować. Będziesz zaskoczony, jak pięknie ci się życie poukłada.</p> <p>A gdy jakiś terapeuta, coach, czy trener powie ci, że powinieneś nad sobą popracować, wiedz, że tak naprawdę wmawia ci, że coś jest z tobą nie tak. Pokaż mu środkowy palec — niech sam nad sobą pracuje i sam sobie za to zapłaci.</p> <p> </p> <p> </p> <p><img src="https://dominikwaszek.com//images/Blogi/work540.jpg" alt="" width="540" height="430" loading="lazy"></p><p>Na początek dobra wiadomość: nie musisz nad sobą pracować. Nigdy, w ogóle nie musisz. Druga dobra nowina: nawet gdybyś chciał, to i tak się nie uda. Jedyny wyjątek to sytuacja, kiedy jesteś schizofrenikiem i masz dwie osobowości, z których jedna jest psychiatrą, a druga – klientem. W każdym innym przypadku po prostu się oszukujesz.</p> <p>Słowo praca jest w kontekście psychoterapii używane często i gęsto. Chyba dlatego, że sugeruje obowiązek, przez co gwarantuje terapeutom stabilny, cotygodniowy dochód. Większość z nas chodzi do roboty właśnie z poczucia obowiązku, więc jeśli zaczniesz tak samo traktować terapię, jest duża szansa, że przyjdziesz na sesję. Czy jest to jednak prawda, że aby poczuć się lepiej, musisz się napracować?</p> <p>Zacznijmy od podświadomej konotacji, jaką niesie ze sobą słowo: praca. Większość z nas, gdy o niej myśli, nie wyobraża sobie nic szczególnie przyjemnego. Przeciwnie: przyjemność wydaje się czymś pracy przeciwnym, na co możemy sobie nią zasłużyć. Używanie tego terminu w odniesieniu do terapii podświadomie sugeruje, że będzie ona trudnym, mozolnym obowiązkiem, który jednak trzeba wykonać, aby potem poczuć się lepiej.</p> <blockquote> <p>Gdy terapeuta mówi, że masz nad sobą pracować, pokaż mu środkowy palec — niech sam nad sobą pracuje i sam sobie za to płaci.</p> </blockquote> <p>Przyjrzyjmy się jeszcze bliżej: kto nad kim miałby pracować? Termin „praca nad sobą” sugeruje, że jest was dwóch (lub: dwie albo dwoje – bez różnicy). Jedno ja, które pracuje nad jakimś innym, które wymaga dopracowania. Pierwsze, które wie, co jest dobre i jak się powinno i drugie, głupie, które nie wie, nie rozumie i nie umie się zachować. Nie musisz mieć doktoratu z klinicznej psychiatrii, żeby znać pojęcie konfliktu wewnętrznego i wiedzieć, że człowiekowi żyje się lżej, gdy ma takowych jak najmniej.</p> <p>Idźmy dalej i wyobraźmy sobie sytuację w pracy, kiedy twój przełożony ocenia projekt, który właśnie wykonałeś. I mówi, że powinieneś nad nim popracować. Uznasz, że jest to projekt dobry, czy raczej do dupy? Kiedy więc twój terapeuta, coach, trener, czy autor książki sugeruje, że powinieneś nad sobą pracować, to co właściwie o tobie mówi? Jaki komunikat podświadomie ci przekazuje? Że jesteś ok, wystarczający, taki jak być powinieneś, czy wręcz przeciwnie? No właśnie.</p> <p>I rzecz trzecia: skutki. Traktowanie psychoterapii jak pracy może właściwie pójść w dwie strony, w zależności od tego, jak bardzo jesteś sumienny i pracowity. Jeśli wcale (lub nie za bardzo), terapia się nie uda i będzie to wyłącznie twoja wina, bo nie przyłożyłeś się do pracy tak, jak było trzeba. W przeciwnym wypadku staniesz się sekciarzem, jedną z tych osób, które w terapii lub rozwoju tkwią po uszy latami, bo wciąż muszą coś przepracować, wypracować lub jakoś się bardziej dopracować, żeby wreszcie poczuć się OK. Trzeciej drogi nie ma.</p> <blockquote> <p>Człowiek zmienia się naturalnie, dzięki tej samej sile, która każe rosnąć włosom, czy drzewom, bobrom gryźć drzewa, a komarom pić krew. </p> </blockquote> <p>Na szczęście wszystko to nieprawda. Owszem, psychoterapia bywa niekiedy trudna. Jak już tu pisałem, wymaga od człowieka grzebania w sobie, dociekania powodów swoich zachowań, czy skupiania na sobie uwagi, co nie jest procesem ani naturalnym, ani zdrowym. Zmiany przebiegają w nim jednak najczęściej same z siebie, nie wymagając specjalnego wysiłku, dyscypliny, planowania, czy systematyczności. Człowiek zmienia się naturalnie, dzięki tej samej sile, która każe rosnąć włosom, czy drzewom, bobrom gryźć drzewa, a komarom pić krew. Chcesz się przekonać? Spróbuj od jutra się nie starzeć albo zabronić dzieciom rośnięcia.</p> <p>Większość problemów psychologicznych, jeśli dobrać się do ich sedna, sprowadza się do tego, że nie akceptujemy tych zupełnie naturalnych procesów, gdy nas dotyczą. Nie chcemy się zmieniać, gdy świat wokół nas to robi, boimy się dorastać i wybieramy dziecięce złudzenia zamiast rzeczywistości albo bronimy się przed zrozumieniem za co, kiedy i wobec kogo jesteśmy odpowiedzialni. Boli nas w tym nie życie, ale nasz własny opór przed nim i przekonanie, że wiemy coś lepiej niż ono.</p> <p>Psychoterapia to na dobrą sprawę bardzo prosta rzecz. Jeśli obrać ją ze wszystkich uczonych koncepcji, wyimaginowanych mechanizmów i mądrych słów, sprowadza się najczęściej do zauważenia, że się oszukujemy. Że człowiek się pomylił, wierzy w pierdoły i sam sobie tym szkodzi. Gdy to już wie, więcej już trudzić się nie musi – ludzie z reguły nie mylą się z wyboru i chętnie swoje pomyłki naprawiają, gdy już się na nich przyłapią.</p> <p>Dlatego nie musisz nad sobą pracować. Przeciwnie: musisz przestać się wysilać, aby życie przebiegało tak, jak ty sobie wyobrażasz, że powinno i cała reszta zrobi się sama, zupełnie naturalnie.</p> <p>Nie jest też prawdą, że jest was dwóch i tylko jeden wie, jak żyć. Jesteś jednym i to nie tylko ze sobą, ale również z całym światem. Terapeutyczna praca nad sobą częściej okazuje się sposobem na tworzenie sobie problemów niż na ich rozwiązywanie. Bo ten, który ma nad tobą pracować to zwykle ten sam, który myśli, że wie lepiej, jak powinno być. Skoro już musisz się koniecznie dzielić na dwa, spróbuj kiedyś dla odmiany posłuchać tego drugiego, głupiego, nad którym rzekomo trzeba pracować. Będziesz zaskoczony, jak pięknie ci się życie poukłada.</p> <p>A gdy jakiś terapeuta, coach, czy trener powie ci, że powinieneś nad sobą popracować, wiedz, że tak naprawdę wmawia ci, że coś jest z tobą nie tak. Pokaż mu środkowy palec — niech sam nad sobą pracuje i sam sobie za to zapłaci.</p> <p> </p> <p> </p>